Dla mnie Stambuł był swoistym deja vu;) Staż mam znacznie dłuższy, stąd i najwspanialsze momenty wspominam inaczej. Niekwestionowanym numerem jeden jest dla mnie finał pucharu UEFA, Liverpool-Alaves

Co to był za mecz...Młodziutki Gerrard, Owen z najlepszych czasów, McAllister, Babbel, Smicer, Berger, Hyypia, Murphy, no po prostu coś niesamowitego. Przebieg meczu nieco odwrotny niż ten z Milanem, tutaj to Alaves w kilka minut wbiło dwie bramki i doprowadziło do remisu. Potem uratował nas jednak Fowler, zdobywając niemal identyczną bramkę, jak w późniejszym meczu z Leverkusen w LM. Złotka bramka w dogrywce, 5:4 i szał radości. Spociłem się wtedy podczas oglądania tak, jakbym biegał cały mecz razem z the Reds po boisku
Było to dla mnie jedno z pierwszych trofeum zdobytych "razem z LFC", ponieważ w tamtym sezonie zdobyliśmy 5 pucharów i nie pamiętam kolejności
